sobota, 12 lipca 2014

One

Myślałam, że zaraz wpadnę w taki szał, że przebije ręką ścianę. Moja wściekłość była nie dopisania.
- Mamo ale tyle lat czekałam aż w końcu przyjadą do polski... Zebrałam pieniądze na bilet i nawet udało mi się go zdobyć. Po za tym mam dziś urodziny.
- Nie ma takiej opcji. Trzeba było pomyśleć o tym jak jechałaś na imprezę bez mojego pozwolenia.
- Ale mamo....
- Nie ma takiej opcji.
Po tych słowach zagotowałam się do czerwoności. Zaciskając ręce w  pięści próbowała powstrzymać atak furii. Policzyła do dziesięciu, nie ruszając się z miejsca.
- dobrze... -powiedziałam na wielka niechęcią - a mogę przynajmniej pojechać oddać ten bilet komuś. Niech jakaś inna laska się ucieszy że będzie mogła ich zobaczyć na żywo z pierwszego rzędu. - powiedziałam ironicznie.
- zastanowię się
- a rób co chcesz!
Poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i zadzwoniłam do taty.
- halo?
- nie mogę jechać na koncert.
- jak to? Przecież mama...
- myślała że była na imprezie.... Nie mogłam jej powiedzieć że byłam u Ciebie.
- słuchaj kochanie... -westchnął głęboko - to że my się rozwiedliśmy nie znaczy że ty musisz jeszcze bardziej cierpieć.;
Moi rodzice rozwiedli się dwa lata temu. Ciągle kłótnie, awantury itp stawiały  rozwód na wygranej pozycji. Chociaż nie dokonać. Prawa rodzicielskie zdobyli oboje rodzice co oznacza kłótnie kto się ma mną zajmować. Większość czasu spędzam u mamy, czasem uciekam do taty - tak jak zeszłej nocy- bo jest mi go strasznie żal. Matka znalazła sobie jakiegoś konowała, wyciągniętego z lat 90', zabrała tacie mieszkanie no i mnie... A tata? Został z niczym. Wynajmuje kawalerkę, na końcu miasta. Po za tym.. On mnie kocha. Nie to co matka która tylko zgrywa opiekuńczą mamusie...traktuje mnie jak pomoc domową "Alicja zrób to, Alicja zrób tam to" i tak na okrągło... Dla taty jestem człowiekiem. Tak, prosi mnie o pomoc bo sobie sam nie radzi ale brzmi to zupełnie inaczej "Alicja słoneczko moje możesz ....";
- Tak wiem. Ale nie chce żeby znowu przyczepili się do Ciebie o to że ja namieszałam.
- kochanie jedno słowo a wezmę to na siebie.
- nie trzeba. Jeszcze pewnie kiedyś przyjadą do polski. Dam rade.
- kochanie...
- nie, nie i jeszcze raz nie. Ja namieszałam....
- no dobrze ale jak byś czegoś potrzebowała to pisz, dzwoń.
- potrzebuje....- zawahałam się chwile próbują powstrzymać łzy napływające do oczu - Potrzebuje Ciebie - mówiłam coraz bardziej chwiejącym się głosem, miętoląc biała koszulkę w rękach.
- Kocham Cie i zawsze będę przy tobie.
- dziękuje tatuś.
Rozłączając się, Rzuciłam komórkę na druga stronę łóżka. Leżąc, przez krótka chwile przyglądałam się plakatowi chłopaków oprawionego w ramie. "Znowu to Samo pomyślała". Sięgnęłam ręka znowu po telefon. Szybko wybrałam numer.
-no hej kochanie -odezwał się spokojnym cichym głosem
- no hej. -wzięłam głęboki oddech- spotkajmy się?
- a coś się stało?
- jak się spotkamy to pogadamy- mówiłam patrząc się w sufit - moja mama...
- będę za 5 minut u Ciebie pod blokiem.
- czekam misiu- odłożyłam słuchawkę.
Kiedy tylko wcisnęłam czerwoną słuchawkę, "mamusia" wparowała do pokoju
- A z kim ty się umawiasz? - przerzuciła ciężar ciała na jedna nogę, przeplatają ręce na piersiach- przecież masz szlaban!
- Idę spotkać się z Karolem - wstałam i przeszłam obok niej - chyba mogę się spotkać z własnym chłopakiem.... Z ojcem mi nie wolno, z dziadkami mi nie wolno, z chłopakiem też!?- znowu zaczęłam gotować się od środka.
Matka patrzyła tylko na mnie w totalnej ciszy.
- no powiedz! - rozłożyłam ręce, po czym uderzyłam dłońmi o uda - wiedziałam.
Założyłam buty i czarna skórę.
- Będę nie długo!
- 20 albo dzwonię po policję!!
- ta jasne! - trzasnęłam drzwiami i zbiegłam schodami na sam dół.
Poczekałam chwile gdy nagle podjechał na motorze, średniego wzrostu, zielonooki chłopak o kruczoczarnych włosach.
- cześć kochanie! - powiedział zaciągając kask
- hej! - wstał do mnie, przytulił mnie do siebie z taka siła ze czułam że żyje.
- co się stało?- powiedział patrząc mi prosto w oczy
- opowiem Ci ale jedzmy stąd. Proszę.....
- no dobrze - uśmiechnął się do mnie.
Podał mi drugi kask. Pojechaliśmy do lasu. Ta cisza i spokój zawsze działał kojąco na nas. położyliśmy się na ziemi. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową tak, że słyszałam bicie serca. Kochałam to. Łączyliśmy się wtedy w jedność. On był dla mnie wszystkim. Całą moją ostoją. Uwielbiałam czuć ciepło jego ciała obok siebie. Było to nie do opisania. Kiedy tak leżeliśmy opowiedziałam mu o wszystkim co się stało.
- Nie przejmuj sie. - przytulił mnie do siebie.- po za tym wiesz co sądzę o tej twojej muzyce
- wiesz jak mi na tym zależało.... Zrezygnowałam nawet z wyjazdu....
-A co do wyjazdu. Moi rodzice jadą do Mielna i powiedzieli że jak chcemy to możemy sie z nimi zabrać.
- Karol... - podniosłam się - bardzo bym chciała ale wiesz jaką mam sytuacje i nie mam pieniędzy....
- Nie martw się. Moi rodzice znają twoja sytuacje po za tym jesteśmy ze sobą już trochę ponad rok.
- Przestań - wzięłam głęboki oddech - Nie zgadzam sie...
- Uznajmy że będzie to mój prezent urodzinowy dla Ciebie ok? - całuje mnie w czoło.
- No ok... - odrapałam nie do końca przekonana - Została jeszcze moja mama....